Tyle się mówi o tym, jaka to ta dzisiejsza młodzież jest nieuprzejma, jaka niegrzeczna, że nie ustępuje miejsca starszym w autobusach, że nie ma dla nich szacunku, że jest samolubna, chamska i tak dalej, i tak dalej, można by wymieniać w nieskończoność. Tymczasem jakoś tak rzuciło mi się ostatnio w oczy...

Już drugi rok odprowadzam i odbieram córkę ze szkoły. Naturalne, że spotykam się z innymi rodzicami, opiekunami, babciami, dziadkami, starszymi siostrami, etc. Kulturalnie, kiedy się gdzieś wchodzi, mówi się "dzień dobry". Tak? Tak. Jestem punktualna, więc zjawiam się w szatni zazwyczaj pierwsza albo druga. Wchodzę, mówię zwyczajowe "dzień dobry", ludzie odpowiadają, dziecko się przebiera, wychodzimy, czekamy sobie w korytarzu. Przychodzi kolejna mama lub tata z dzieckiem, mówią "dzień dobry" i historia się powtarza. Po chwili wchodzi jakaś babcia. Naburmuszona, chyba zła, że musiała rano wstać, oczywiście ani be, ani me, choć mija mnie na wyciągnięcie ręki. Warczy na młode, jakby to jego wina była, że babcia jest zła. No dobra, myślę sobie, może ma zły humor, może źle się czuje, każdemu się zdarza, prawda? Przychodzi jakiś tata, kłania się, uśmiecha, pogania syna, żeby zdejmował buty. Przychodzi kolejna babcia, może i w dobrym humorze, ale "dzień dobry" zostawiła za drzwiami, znika w szatni. Następny jest dziadek - dziadkowie na ogół pięknie się kłaniają, wyjmują ręce z kieszeni, kiwają głową - ot, taka moja obserwacja. Miłe to. Kolejna babcia też wchodzi jak do siebie, ani się nie przywita z tymi, co to przy szatni sobie czekają (czyt. ja), ani z tymi, co to już są w środku. I tylko pogania: "no, zdejmuj", "co się tak grzebiesz?", "szybciej", "daj mi to", "no, zakładaj", "odwieś worek". Kurczę, jak w wojsku... Myślę, musztra, czy jak? Ale nic... Leci następny chłopak, z radosnym piskiem wpada do szatni, za nim zdyszana matka, z młodszym na rękach, zziajana, ale uśmiechnięta i pogodna, wita się i zagaduje. Zgadzam się z nią, owszem, jesień, chłodno, wiatr, my też trochę zmarzłyśmy. Wchodzi do szatni, głośno mówi "dzień dobry", czochra synowi włosy i uśmiecha się - uwielbiam takich ludzi. Co tam mrukliwe babcie, kiedy wystarczy jeden uśmiech i jest tak, jakby zaświeciło słońce.

I tak jakoś, wnoszę z obserwacji mych bardzo osobistych, a lubię ogromnie obserwować ludzi (chyba próżna, pisarska natura), że jednak mocniej nieuprzejmi są ludzie starsi. Nie szufladkując, oczywiście! Znam wiele babć - moja osobista mama też jest babcią. I teściowa. I sąsiadka, i druga sąsiadka. I jest też wiele babć w szkole, które spotykam, które są uśmiechnięte i miłe. Nie generalizuję, absolutnie. Po prostu jakoś tak procentowo, wychodzi mi na to, że na dziesięć babć, osiem jest niemiłych. A może to wynika z tego, że są zmęczone, a gdzieś tam w duszy chcą pomóc dzieciom i wnukom i decydują się na opiekę polegającą na odprowadzaniu do i przyprowadzaniu ze szkoły tych najmłodszych? Może lata nie te i należałoby zrozumieć? Może...

W każdym razie cieszę się, że moja mama, zawsze ma dla każdego uśmiech i to zwyczajowe "dzień dobry" :)

Z pozdrowieniami dla wszystkich babć :)


Felieton również na moim osobistym blogu.