Ulica Malczewskiego stała się zmorą mieszkańców za sprawą powstającej tam inwestycji. Nie jest to w naszej dzielnicy odosobniony przypadek, gdy inwestor próbując w chamski sposób zaoszczędzić - na jego zdaniem - zbędnych wydatkach, stwarza zagrożenia, niszczy infrastrukturę miejską, zapycha błotem i szlamem z budowy kanalizację miejską, nie wspominając już o błocie po kostki na jezdniach i chodnikach. O ulicy Malczewskiego zrobiło się głośno za sprawą mieszkańca p. Wojciecha, który rozesłał rozpaczliwy list do gdańskich mediów. Rozpaczliwy, bo z punktu widzenia mieszkańca, jest on bezsilny na arogancję inwestorów. Jedyne, co można zrobić, to zgłosić sprawę do Straży Miejskiej. I tu zaczyna się problem...

Okazuje się, że instytucja utrzymywana za miliony  z miejskiej kasy, nie jest ani kompetentna, ani władna, aby w tym mieście nieodpowiedzialni wykonawcy nie niszczyli infrastruktury miejskiej i aby miasto było przyjazne i bezpieczne. W statystykach to bardzo ładnie wygląda, telefon, interwencja, mandat albo pouczenie i sprawa załatwiona. Statystyka pnie się w górę. Tylko czy problem jest rozwiązany? Okazuje się, że wcale. Pojedynczy mandat, czy pouczenie, skutkuje dosłownie na chwilę, ulica jest sprzątana, a teren ogrodzony bądź oznaczony tylko w dniu wizyty strażników. W przeciągu np. czterech lat, jak to ma miejsce na ul. Kolonii Zręby to mgnienie. Poza tym, błoto ścieka do kanalizacji, dzieci bawią się wśród materiałów budowlanych, a przechodnie uciekają, by nie zostać rozjechanym przez sprzęt budowlany, czy ciężarówki. Po roku, jak w przypadku Malczewskiego, czy czterech na Kolonii Zręby, ludziom nie chce się już dzwonić pod 986, bo niestety widzą, że to nic nie daje. Efektów nie widać żadnych. Straż miejska w swej bezsilności i bezradności próbuje przekazać sprawy w kompetencje policji, bo np. strażnik ma prawo ukarać kierowcę błocącego pojazdu, natomiast nie ma prawa go zatrzymać... Takich absurdów jest wiele. Niestety koszty bezużyteczności ponosimy wszyscy, bo to za pieniądze nas wszystkich naprawia się pozarywane jezdnie i chodniki, odtyka zatkaną kanalizację oraz sprząta ulice i chodniki. Czy mogłoby być inaczej? Oczywiście. Jest tylko jeden problem. Urzędnicy miejscy. Okazuje się, że są sposoby, aby inwestor był zobowiązany do wszelkich robót wymienionych powyżej, a jeśli się nie będzie wywiązywał, można to zrobić na jego koszt. Do tego potrzebna jest tylko wola i chęć do pracy kilku urzędników, którzy za nic nie odpowiadają, a w takim przypadku po co mają się wysilać? Po prostu przed wydaniem pozwolenia na budowę, ZDiZ powinien na drodze dojazdowej do planowanej budowy ustawić znaki zakazu wjazdu pojazdów o masie powyżej 3,5 tony, a następnie wydać na prośbę inwestora pozwolenie wjazdu obwarowane wymienionymi warunkami. Jest to podstawa do egzekwowania od inwestora odpowiedzialności za szkody. Niestety, urzędnikom albo się nie chce, albo mają jakiś odgórny zakaz, albo jakieś układy z inwestorami i nie wykorzystują tej procedury. Efekt już znamy, milionowe koszty miasta, uciążliwość i niebezpieczeństwo dla mieszkańców. Bo jeśli nie ma takiego znaku, to jest to droga publiczna, i jak to kiedyś usłyszałem, każdy ma prawo ją niszczyć...

Bezradność i bezużyteczność Straży Miejskiej ilustrują najlepiej poniższe przykłady:

Ulica Malczewskiego luty 2012



Ulica Malczewskiego 17 lipiec 2012



Ulica Malczewskiego 30 lipiec 2012




Czy widzimy jakieś różnice? No ale w statystykach SM jest wiele załatwionych interwencji. Problem nie został do dziś rozwiązany, widać 10 miesięcy to za mało dla tak wielkiej instytucji jak Straż Miejska. Ale to nic. Budowa Spółdzielni Mieszkaniowej Suchanino trwa prawie 4 lata. Tam też się nic nie zmienia, mimo wielu wizyt Straży Miejskiej.


Ul. Kolonia Zręby, wyjazd z budowy lipiec 2012. Właściwie każdego dnia można takie zdjęcia zrobić.



Następny przykład. Teren budowy ul Czajkowskiego/Kolonia Zręby. Nieogrodzony, nieoznaczony, dzieci bawią się w wykopach.



Pierwszy dzień szkoły, trzeci września 2012. Droga dzieci do szkoły.



Ten sam teren 8 listopada 2012



I ponownie, 13 listopada 2012.

Pomimo zgłoszeń i wizyt Strażników, przejście do szkoły 27 listopada wygląda tak:

Wszystkie te zdjęcia były przesyłane na adres Straży Miejskiej. W tym czasie teren był nawet kilka dni oznaczony taśmą i posprzątany. Kilka dni. Nawet dostawałem pisemne odpowiedzi, że strażnik był, interweniował i tego typu bzdury. Bzdury, bo inaczej tego nazwać nie można, jeśli w biały dzień kpi się z podstawowych przepisów bezpieczeństwa, a teren i zachowanie wykonawców się nie zmienia.

Nie żyjemy w państwie prawa, usłyszałem kiedyś określenie "Polska to dziki kraj". Autor tych słów potem przepraszał za nie. Ja uważam, że nie ma za co przepraszać, Polska niestety jest dzikim krajem, w którym panuje bezprawie.