Dzisiaj rano, jakoś po 9-tej, zadzwonił do mnie jeden pan. Zapytał, czy udzielę odpowiedzi w ankiecie na cztery krótkie pytania. Na ogół zgadzam się na wszelkie ankiety, więc dzisiaj też się zgodziłam.

Ankieta dotyczyła środków piorących i ogólnie chemii gospodarczej. Rzeczywiście, kilka króciutkich pytań o proszki, żele, płyny, etc.

Na koniec ankiety pan zaproponował mi paczkę ze środkami czyszcząco-piorącymi z Niemiec, oczywiście w promocyjnej - bo jakże by inaczej - cenie, opatrzonej dodatkowo bonem zniżkowym, po czym już chciał ode mnie adres i chciał wysyłać. Paczka tania jak barszcz po tych wszystkich obniżkowych obniżkach, bo tylko 99,00zł plus koszt wysyłki kurierem 19,90zł, a żeby - cytuję: "Zrekompensować pani ten koszt kuriera", pan chciał dokładać jakiś suplement diety dla kobiet, nie pamiętam już konkretnie na co i po co.

Rzeczy w paczce było kilka, między innymi proszek do prania (2,5kg), płyn do płukania tkanin, płyn do mycia naczyń, jakaś piana do czyszczenia wanien, coś tam jeszcze i super-hiper-ekstra chusteczki, dzięki którym można prać rzeczy białe i kolorowe bez sortowania, wszystkie razem, ponieważ cudowne chusteczki - absolutny hit na rynku niemieckim - absorbują kolory i wszelkie śmieci. Dosłownie tak pan powiedział, śmieci.

Cóż, jako że kilku rzeczy z owej paczki nie używam w ogóle, powiadomiłam pana ankietującego, że paczką nie jestem zainteresowana. Do tego nie przepadam za niemieckim proszkiem Vizir, ponieważ miałam go już kiedyś i nie odpowiadał mi w ogóle zapach. Dodałam, że wolę środki piorące z polskiego rynku.

Pan się oburzył.

Stwierdził, że mówię bzdury. Pojmujecie? Facet przeprowadzający ankietę zarzuca respondentowi, że ten mówi bzdury... Zatkało mnie.

Dowiedziałam się, że polska chemia nie istnieje (jak łyżka w "Matrixie") i że to wszystko, czym zalany jest polski rynek, to po prostu badziewie. No ok, nawet jeśli, to chyba nie w taki sposób traktuje się potencjalnych konsumentów? Usłyszałam też, że jeśli uważam, że jest inaczej (czyli że jeśli "wierzę" w polskie środki czyszczące), to też bzdury. A tak w ogóle to nie ma znaczenia, co uważam, bo i tak niemiecka chemia jest lepsza.

W porządku. Pomijając już niemiecką chemię... Zapytałam pana po co w takim razie cała ta rozmowa? Po co przeprowadza ze mną ankietę, skoro moje zdanie - jako respondenta, potencjalnej klientki, piorącej, sprzątającej i używającej różnych środków czyszczących - nie ma znaczenia? Odparł, że źle go zrozumiałam. Podziękowałam więc, powiedziałam "do widzenia" i odłożyłam słuchawkę.

Nie ma co, niezłe podejście. Wiecie, od kilku lat już wypełniam przeróżne ankiety, za niektóre zbieram punkty i wymieniam na nagrody, za inne gromadzę jakieś złotóweczki, które później sobie wypłacam, odpowiadam też na telefoniczne ankiety (jak na przykład ta dzisiejsza), zatrzymuję się też przy ankieterach na ulicy.

Jednak z takim podejściem, jak tego dzisiejszego ankietującego pana, to jeszcze się do tej pory nie spotkałam. Poprawa humoru gwarantowana :)

 

 

- felieton również na moim autorskim FB
http://facebook.com/Bilewicz.Marta