Jakiś czas temu natknęłam się w Internecie na wypowiedź jednego forumowicza. Pisał o salonie Kodaka w warszawskim C.H. Klif, w którym kupił kartę pamięci do aparatu. Niestety karta okazała się nie działać, więc w ramach gwarancji kartę wymienił. Niestety również ta druga nie działała, ale karty już nie wymieniono ze względu na to, iż pracownik stwierdził, że nie jest to oryginalna karta pamięci - mimo, że została kupiono u nich.
Cóż, klient został z niczym, a Kodak zarobił 300zł. Zainteresował mnie wtedy ten temat, ponieważ akurat pracowałam w konkurencyjnym laboratorium i zwracałam na takie rzeczy uwagę. No ale nie drążyłam, po prostu został mi w pamięci. Jednak już wtedy, kiedy klient przynosił do naszego studio negatyw firmy Kodak, kręciłam nosem, bo filmy te wymagały od razu gruntownej, dużej korekcji barw i ciężko się z nich robiło zdjęcia.
Minął jakiś czas i kilka dni temu moi rodzice oddali do zrobienia płytkę DVD ze zdjęciami cyfrowymi. Do laboratorium Kodaka w Warszawie, przy ulicy Surowieckiego 8, na Ursynowie, w którym już wcześniej niejednokrotnie zlecali wykonanie zdjęć i nigdy nie było z tym żadnych problemów. Tymczasem teraz, przy odbiorze, okazało się, że część zdjęć jest po prostu obcięta: twarze pościnane w połowie, poobcinane głowy. Na pytanie, dlaczego tak jest, pan, który tam pracował, odparł, że "tak zrobił komputer". Pan usiłował wmówić, że to jest normalne, ponieważ "zdjęcia zostały wykadrowane i nie zachowano proporcji". Ciekawostka, bo zdjęcia nagrywałam na płytę własnoręcznie, własnoręcznie je wcześniej obrabiałam, kadrowałam i zrobiłam to tak samo, jak robię od ponad sześciu lat i tylko tym razem nagle "komputer zrobił źle". Podpowiedziałam rodzicom, żeby wyjaśnili panu, że wystarczyło ręcznie tych kilka zdjęć w komputerze dopasować i byłoby po sprawie. Pracownik nie siedzi w studio tylko po to, by kliknąć myszką w przycisk "drukuj" w programie, nie przejrzeć potem zdjęć i wydać klientowi zdjęcia, których ten nie powinien nawet zobaczyć, a do tego jeszcze wziąć za to pieniądze. W zakładzie fotograficznym, w którym pracowałam, coś takiego było NIEDOPUSZCZALNE. Jeśli zdjęcie automatycznie nie pasowało do formatu papieru, dopasowywało się je ręcznie i problem znikał. Zdjęcie z obciętą głową to nie jest normalka, jeśli w oryginale wygląda ono inaczej. Klient powinien zobaczyć na papierze takie zdjęcia, jakie widział na płycie, czy karcie pamięci. I to nie podlega żadnej dyskusji, niestety nadal obowiązuje w branży zasada "klient - nasz pan". Taka obsługa i takie wykonywanie usług przyczyniają się tylko do jednego: do utraty zaufania klienta, a bez zaufania nie będzie klienta, bez klienta nie będzie zleceń, bez zleceń nie będzie pieniędzy, a bez pieniędzy... I tak dalej...
Odradzamy zatem korzystanie z usług nie tylko warszawskich laboratoriów Kodaka, ale Kodaka w ogóle. Na rynku jest mnóstwo konkurencji, wystarczy się tylko rozejrzeć.