Miejskie kosiarki poszły w ruch i chwastowa dżungla przestała chwilowo straszyć mieszkańców. Oczywiście, nie wszędzie, mowa o głównych zieleńcach - parku Bema, Placu Ignacego Wilczewskiego, niektórych trawnikach leżących w gestii GZNK oraz punktach takich jak kwadracik w okolicy przystanku tramwajowego Ciasna, gdzie do niedawna chwasty sięgały czubka głowy. W ostatnich tygodniach wystosowaliśmy (Rada Osiedla) pismo do instytucji dbających (w teorii) o zieloną, miejską przestrzeń (w załączniku, poniżej). Cel? Zdobycie informacji na temat realnego harmonogramu koszeń, wskazanie miejsc, które nie są i nie będą pielęgnowane, określenie realnych możliwości finansowych. Sprawa obiła się echem, również w mediach (tutaj - http://gdansk.naszemiasto.pl/galeria/opis/1904302,gdansk-siedlce-wygladaja-jak-dzungla-mieszkancy-walcza-z,galeria,id,t,tm.html) i chociaż przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać na odpowiedź powyższych instytucji, już teraz wiemy półoficjalnie, że wspomniany Park Bema ma przewidziane dwie rundy koszenia w 2012 roku (spadek z pięciu, w latach ubiegłych), podobnie jako pobliski placyk Wilczewskiego. Oznacza to, że piękny, acz zapomniany park, wykorzystał już swój jeden pielęgnacyjny strzał, a plac Wilczewskiego - wszystkie. Dzięki poruszeniu nieba i ziemi problem został częściowo opanowany, a nawet otrzymaliśmy zapewnienie, że część dzielnicy zostanie objęta specjalną administracyjną strefą, co w praktyce mówi niewiele. Na drodze do ładnej i schludnej okolicy stoją jak zwykle pieniądze. ZDiZ (instytucja zajmująca się parkami oraz zielenią przyległą do pasów drogowych) oraz GZNK (pozostałe tereny miejskie) dysponują coraz mniejszą pulą środków na "błahe" działania dnia codziennego - łatanie dziur w drogach, koszenie trawników, prostowanie chodników, opróżnianie śmietników.
Stwierdzenie, że wielkie inwestycje zdziesiątkowały w ostatnich latach te mniejsze, bardziej ludzkie, jest truizmem. Zostawmy więc dużą politykę i zastanówmy się co, prócz wiecznego deficytu pieniędzy, sprawia, że nasze parki i skwery wyglądają jak pola zbożowe? A może chodzi o organizację pracy? Sam nie jestem ogrodnikiem, ale mądrzejsi ode mnie wskazują na dwie kwestie - regularność koszenia i przyjętą metodę pracy, jako kwestie kluczowe dla wykreowania ładniejszej zieleni miejskiej. Trawa koszona raz na dwa miesiące, w ramach pospolitego ruszenia, raczej nie zachwyci swoim pięknem. Podobnie jak trawa nie podlewana oraz zostawiana tam gdzie rosła po koszeniu, by spokojnie gniła i rozwiewała się po okolicy. Inna sprawa, że nie każdy wolny kwadrat przestrzeni musi automatycznie przyjmować postać trawnika. Standardowo, takie mini-trawniki zostają zapomniane pięć minut po zasadzeniu. Przykład? Była piaskownica znajdująca się na asfaltowym placu w Parku Bema została zamieniona w mini zieleniec składający się z uroczych, małych krzaczków. Powodem dla którego możecie nie wiedzieć o co chodzi, jest fakt, iż chwilę po "rewitalizacji" piaskownicy została ona puszczona w niepamięć i od tej pory spokojnie zarasta chwastami. Klasyczny przykład bezsensownego działania w imię szczytnych pobudek. Widzę dwa instytucjonalne wyjścia, dające szansę na przybliżenie naszych parków, skwerów i trawników do wzorca wyznaczonego przez miasta Europy Zachodniej (kto był w Londynie, Berlinie czy Amsterdamie, ten wie o co chodzi). Wyjście w duchu bardziej etatystycznym: Z obecnego Zarządu Dróg i Zieleni należy wydzielić Zarząd Parków i Zieleni. Niech Zarząd Dróg zajmuje się drogami i chodnikami, a Zarząd Parków sferą zieloną. Obecna sytuacja sprawia, że w ostatecznym rozrachunku górę biorą priorytety drogowe. Jest to logiczne i zrozumiałe, ale nie do utrzymania na dłuższą metę. Oddajemy więc drogom to, co drogowe, a zieleńcom, to, co zielone i zamknijmy temat raz i na zawsze. Zaryzykuję tezę, że instytucja zajmująca się wyłącznie swoją, zieloną działką, działałaby sprawniej i z większym powołaniem. Drugie wyjście, w bardziej wolnorynkowym duchu: Rozpisujmy oddzielne, małe przetargi na obsługę poszczególnych parków/zieleńców/sektorów. Adresatem byłyby raczej mniejsze firmy (koniec monopolu Zieleni), które musiałyby się mocniej przyłożyć. Celem byłaby stała pielęgnacja i rozwój terenów znajdujących się pod zarządem. Zaryzykuję tezę, że ta droga obniżyłaby koszty utrzymania i zapewniła zdecydowanie lepsze efekty niż obecny system.
Trawniki, kwietniki i parki - błaha sprawa, stwierdzą co niektórzy. Chyba jednak o wiele ważniejsza, niż się wydaje. Nie od dziś wiadomo, że przestrzeń miasta ma wpływ na nasze samopoczucie, zachowanie, a nawet kształt stosunków społecznych. Te ostatnie będą kwitły, jeżeli znajdą dla siebie odpowiednią przestrzeń oferującą funkcje społeczne - parki, w których można posiedzieć, poleżeć i porozmawiać z innymi; skwerki z fontanną, oferujące zabawę najmłodszym mieszkańcom: zieleńce cieszące oko i zachęcające do przebywania w ich okolicy. Funkcje przestrzeni wspólnej i ich wpływ na nasze zachowanie to temat na długą rozprawę. Tymczasem, cieszmy się naszymi schludnymi, zielonymi Siedlcami - oby na długo.